poniedziałek, 20 lutego 2012

lonely vs. alone

Nic tak nie jednoczy ludzi jak wspólny wróg.


Czasami nie cierpię swego życia. Modlę się, by było inne. Mniej idealne, bardziej chaotyczne, zabarwione alkoholem i papierosami (sporadycznie narkotykami). Dupę obrabia mi osoba, która zbyt wiele o mnie wie. Wstydzi się mnie a może jest w tym jakiś głębszy sens? Nie wierzę w jej wymówki, nie wierzę. To zbyt boli. Wyobrażałam już sobie Bóg wie co a wyszło jak zwykle. 
Nie cierpię szkoły. A nie właściwie tylko 3 osób z mojej klasy?
Ta czwarta stanowi dla mnie zagadkę. 
Czy koleguję się ze mną ze względu na mojego 'przyjaciela', z którym łączy mnie już  tylko (hmm jak w starych małżeństwach) przywiązanie? Ciągnę to dalej, bo tak już się przyzwyczaiłam. Nie ważne, że to dawno przestało stykać a teraz żyje swoim życiem...
A może... a może jest coś jeszcze? Cholera. Znów sobie coś wmawiasz.
Ludzie mnie niszczą. To straszne, że w domu czuję się tak dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz